Mam już dość tych wszystkich nacisków. Boli mnie, że wszyscy wokół mówią tylko o dobru i szczęściu Piotrka, a nikt nie liczy się z moimi pragnieniami. Mąż chce się poczuć prawdziwym mężczyzną. A ja pytam: czyim kosztem? Mam 37 lat, jestem mamą dwóch córek. Ania ma 9 lat, a Zosia 7. Moje dziewczynki są ładne, zdolne, bardzo je kocham. Całkowicie zaspokajają moje uczucia macierzyńskie. Cieszę się, że już je odchowałam i wróciłam do pracy. Nie zamierzam więcej rodzić, po raz kolejny wywracać swojego życia do góry nogami. Mąż o tym doskonale wie. Mimo to od pewnego czasu nie daje mi spokoju. Chce jeszcze jedno dziecko! Marzy, że wreszcie będzie to upragniony syn. Kiedy to się zaczęło? Na początku lata Piotrek pojechał z córeczkami na kilka dni na wieś do swojego brata ciotecznego na Podlasie. Cieszyłam się z tego, bo wreszcie miałam czas tylko dla siebie. Po powrocie dziewczynki były zachwycone. Z wypiekami na twarzy opowiadały o kózkach, kaczuszkach i gąskach. I o tym, jak świetnie bawiły się z kuzynami. Tymczasem mąż był dziwnie zamyślony. Wzięłam go na spytki, no i okazało się, że bardzo zazdrości Tomkowi. Bo tamten ma dwóch synów i jedną córkę, a on tylko córki. – Jestem ostatnim męskim potomkiem w rodzinie. Jak umrę, moje nazwisko zginie – westchnął. – Może to i lepiej. Nazwisko Kozioł do najpiękniejszych raczej nie należy – zażartowałam. Normalnie w takich wypadkach Piotrek uśmiechał się, bo sam nieraz dowcipkował na temat swojego nazwiska. Ale wtedy niemal się obraził. – To nie jest powód do żartów! Każdy prawdziwy mężczyzna chce mieć syna! Ja też! – naburmuszył się. – A ja chcę gwiazdkę z nieba! Po narodzinach Zosi uprzedziłam cię, że nie zamierzam więcej rodzić. I nie zmienię zdania! Zresztą nie ma gwarancji, że to nie będzie kolejna dziewczynka! – Urodzi się chłopak! Czuję to! Może więc jednak przemyślisz sprawę… – Mowy nie ma! Masz dwie piękne córki i musi ci to wystarczyć! – warknęłam i poszłam do łazienki wstawić pranie. Miałam dość tej rozmowy. Byłam pewna, że temat dzieci mamy dawno zamknięty Tymczasem mąż wyskoczył z tym synem jak Filip z konopi. Pomyślałam, że jak w przyszłości zobaczę się z Tomkiem, to mu powiem w mocnych słowach, co myślę o jego poglądach na temat prawdziwej męskości. Czułam, że to on nakładł Piotrkowi do głowy tych bzdur, on go podpuścił. Przez następne dni mąż nie wspominał o synu. Łudziłam się, że w końcu odpuścił. Nic z tego! Kiedy dwa tygodnie później pojechaliśmy na obiad do jego rodziców, teściowa poprosiła w pewnej chwili, bym poszła z nią do kuchni. – Coś mi się wydaje, że już nie kochasz mojego Piotrusia – wykrztusiła. – Słucham? Skąd mamie to w ogóle przyszło do głowy? – zdumiałam się. – A bo on tak marzy o synu. A ty podobno nie chcesz nawet porozmawiać na ten temat… Dlaczego? – wpatrywała się we mnie. Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że mąż poleciał ze skargą do swojej mamusi. Nigdy wcześniej nie opowiadał jej o naszych sprawach. Gdy już jednak nieco ochłonęłam, poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość. – Bo nie ma o czym. Nie chcę mieć więcej dzieci i już! I nie muszę się z tego nikomu tłumaczyć! – wrzasnęłam i wybiegłam z mieszkania. Bałam się, że jak zostanę jeszcze chwilę, to urządzę wszystkim taką awanturę, że się nie pozbierają. Do domu wróciłam autobusem. Piotr i córeczki zjawili się godzinę po mnie. Myślałam, że mąż przynajmniej mnie przeprosi, wytłumaczy, dlaczego naraził mnie na taki stres. Tymczasem on stwierdził tylko, że jego mamie było przykro, gdy tak nagle wybiegłam Gdyby nie to, że Zosia i Ania były w pokoju, tobym mu chyba przyłożyła. Od tamtego dnia nie mam chwili spokoju. Mąż bez przerwy wraca do tematu trzeciego dziecka. Niby przypadkiem, ale konsekwentnie. Gdy zobaczy na ulicy chłopczyka, pyta, czy nie chciałabym mieć w domu takiego małego słodkiego mężczyzny. Wieczorami opowiada, jak to marzy, by zagrać z synem w piłkę, zabrać go na ryby, na mecz. Nawet córeczki namówił, by prosiły mnie o braciszka. Wyobrażacie to sobie? Przychodzą do mnie i pytają, czy już zagnieździł się w moim brzuszku. Teściowa też nie odpuszcza. Wydzwania do mnie, pyta, czy już się zdecydowałam. A jak odpowiadam, że nie, zarzuca mi egoizm i wygodnictwo. Innym razem przymila się, tłumaczy, że jeszcze jej podziękuję za to, że mnie namawiała, ba, nawet obiecuje, że weźmie na siebie wychowanie małego. Akurat! Gdy Ania i Zosia były małe, nie ruszyła przy nich palcem. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Miałam nadzieję, że chociaż moi rodzice staną po mojej stronie Nic z tego! Ojciec powiedział ostatnio, że fajnie by było mieć wnuka, a mama szepnęła, że powinnam jednak ustąpić. Bo Piotrek to dobry mąż i jego szczęście powinno być dla mnie najważniejsze. Ciekawe tylko, dlaczego ona nie zastosowała się do tej zasady? Z tego co mi wiadomo, tata też chciał mieć więcej dzieci. A jestem jedynaczką… Mam już dość tych wszystkich nacisków. Boli mnie, że wszyscy wokół mówią tylko o dobru i szczęściu Piotrka, a nikt nie liczy się z moimi pragnieniami. Przecież nie jestem pozbawionym uczuć robotem, tylko człowiekiem! Też mam swoje marzenia, plany. I nie ma w nich miejsca na trzecie dziecko. A może i czwarte bo przecież naprawdę nie ma gwarancji że urodzę chłopca! Ciężko przechodziłam obie ciąże. Wiele poświęciłam, by je donosić. Właściwie nie ruszałam się z łóżka. Porody też były dla mnie koszmarem, bo dziewczynki były duże… Gdy pomyślę, że znowu będę wymiotowała, spuchną mi piersi, nogi, pojawią się żylaki… Będę miesiącami leżała, żeby nie poronić, a później znów przez dwadzieścia godzin wiła się z bólu na porodówce… Wrócą koszmarne sny, że umieram, a dziecko się dusi. A potem będą nieprzespane noce, padanie ze zmęczenia, pieluchy… Przecież dopiero niedawno wróciłam do pracy, rozwinęłam skrzydła. I teraz znowu mam z tego zrezygnować? Nigdy! Dlatego już postanowiłam: na najbliższym spotkaniu rodzinnym powiem głośno i wyraźnie, że dalsze naciski nie mają sensu, bo i tak nie urodzę mężowi syna. Pewnie usłyszę, że jestem złą żoną. Wiecie co? Mam to gdzieś! Monika, lat 37 Czytaj także: „Moja 17-letnia córka wpadła. Musieliśmy zająć się wnuczką, bo młoda mama wolała imprezy i alkohol" „Urodziłam dziecko z gwałtu, bo rodzice nie zgodzili się na aborcję. Gdy patrzę na twarz Adrianka, widzę mojego oprawcę" „Na kolanach błagają, by oddać im dzieci. A potem one znów lądują u nas we łzach i siniakach…”
Dzień dobry... Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało. Ania Ślusarczyk (aniaslu) Zaloguj Zarejestruj Dzisiaj Dzień Ojca i z tej okazji zapraszam cię do wysłuchania rozmowy, której bohaterem jest Patrick Ney. Psycholog, doradca rodzicielski, tata dwóch córeczek, urodzony w Anglii, co w tej historii ma również znaczenie ;) Posłuchaj rozmowy Natomiast o 17:00 zapraszam Cię na live z Agnieszką Hyży - porozmawiamy o rodzicielstwie, macierzyństwie i oczywiście o ojcostwie. O tym co robić z "dobrymi radami". Dołącz reklama Starter tematu @net@ Rozpoczęty 22 Październik 2018 #1 Witam. Najpierw sie przedstawię. Jestem Aneta i mam 30 lat. Jestem w pierwszej ciąży (6 tydzień). Ciaza była oczekiwana, staralismy sie z mezem ponad pol roku. W koncu sie udalo. Do rzeczy. Z mezem zawsze mocno sie klocilismy. Ja jestem bardzo emocjonalna osoba ktora nie zawsze panuje nad emocjami. Maz za to, kamienna twarz. Wiecznie z mina wkurzonego na świat. Nigdy nie mogl zniesc ze nie potrafie opanowac emocji. Morze łez przez niego wyplakalam jak nazywal mnie psychiczna, patologiczna, wariatka. Czesto wypomina mi ze nie mam znajomych (caly moj czas poswiecilam jemu i zawsze twierdzil ze bez niego mam nigdzie sie nie ruszac) wiec ciezko miec znajomych... Bardzo to boli bo to prawda, nie mam nikogo. Teraz od kiedy jestem w ciazy myslalam ze maz bedzie mnie wpieral. Jednak jest wrecz odwrotnie. Bardzo duzo placze przez niego. Pokolcilismy sie i wynioslam sie do rodzicow. Non stop placze. Z jedbej strony tesknie, ale z drugiej az mi niedobrze jak o nim pomyśle. Cala sie trzęsę i żyć mi sie nie chce. Nie wiem czy powinnam od niego odejsc jesli tak sie dzieje. Dziecko jest dla mnie nakwazniejsze a nie wyobrazam sobie takich nerwow fundowac dziecku non stop. Dzisiaj siedzialam i krzyczylam z bolu psychicznego w glos. Az do zdarcia gardla. Mam straszne mysli, ale tylko mysl zze jestem w ciazy trzyma mnie przy zyciu. Maz nigdy nie byl typem ktory okazuje uczucia. Nigdy sie o mnie nie martwil, nie przytulal, nie calowal. W tym stanie brakuje mi tego bardziej niz kiedy kolwiek. Czuje sie tak bardzo samotna ze mam ochote wyć i gryźć sciany z bólu. Nie moge sie opanowac a tylko on tak na mnie dziala. Dzisiaj jadac do rodzicow, bylam zaplakana i prowadzilam jak szalona - to takie nieodpowiedzialne z mijej strony. Ale ten bol psychiczny jest tak wielki ze ze panuje nade mna. Mam zal do meza ze od zawsze traktuje mnie jak kogos gorszego, kogos kto jest tylko po to zeby mu zrobic jedzenie i zrobic "dobrze". Czy odejscie od meza, zeby nie dopowadzal mnie do takich stanow to dobry pomysl? Nie dam rady udawac ze ze jest wszystko dobrze. Wszystko sie we mnie trzesie... Prosze o jakakolwiek rade. Boje sie strasznie ciazy, boje sie ze sobie jie poradze, jestem przerażona jak moje cialo sie zmienia i jak duzo bardziej wrazliwa jestem, pomimo ze myslalam ze bardziej sie juz nie da. A do tego nie mam prawa okazywac emocji wedlug meza. Musze nad nimi panowac i zachowac pokerowa twarz jak on, gdyz jak tego nie zrobie to znaczy jestem psychiczna patologia. reklama #2 Aneto, początek ciąży, i to jeszcze pierwszej to okres dużej huśtawki emocjonalnej. To nie jest dobry czas na podejmowanie radykalnych decyzji. Z drugiej jednak strony mąż nie powinien wyzywać Cię od psychicznych, wariatek ani izolować. Odpocznij sobie u rodziców, nabierz dystansu, odbuduj relacje ze znajomymi. Daj sobie czas. Poczuj się silniejsza. Być może będzie Ci do tego potrzebne wsparcie psychologa. Jak już poczujesz się bardziej pewna i spokojna, wtedy rozważ czego tak naprawdę chcesz. #3 Bardzo dziekuje za szybka odpowiedz. W przeszłości korzystalam z psychologa i takze z psychiatry. W sie leczylam sie kolo 7 lat. Czy jesli tak ciężko jest mi zapanowac nad emocjami przy mężu, to bede zla matka? Boje sie strasznie ze maz ma racje. Ze jestem patologią. Że nikt normalny ze rzuca, czyms co ma pod reka jak sie zdenerwuje. Mam kiepska przeszlosc. Kiedys probowalam popelnic samobijstwo. Teraz to wszystko wraca jak maz mnie wyzywa od psychicznych. Boje sie ze nie zapewnie dziecku normalnej rodziny. Chciaz wiem tez ze jak meza kolo mnie nie ma, to mimo ze to 6 tydzien leze i glaszcze sie po brzuchu i chcac az sie przytulić do niego. Jak tylko pojawia sie maz, nie chce mi sie zyc. Brakuje mi uczucia i bliskosci. Zrozumienia, ktorego nigdy nie dostalam od meza. Dla niego zawsze bylam i bede kims nienormalnym i odbiegajacym od spoleczenstwa. Kims kto nie powinien w ogole w nim funkcjonowac bo nie potrafi. To tak okropnie boli. Na sama mysl, czuje jak dostaje skurczu kazdego miesnia w moim ciele a lzy leca ciurkiem. Zdaje sobie sprawe ze jest to glownie moja wina - jestem za bardzo wrazliwa i bardzo sie przejmuje opinia innych. Staram sie bardzo izolowac, a telefon do kogos obcego (np do lekarza) powoduje ze mam serce w gardle i nie moge slowa wydusić. Bardzo czesto zwierzalam sie mezowi z moich problemow jakie przeżywam w srodku, zawsze liczac na wsparcie. Niestety nigdy nie dostalam go, a nawet jesli w jakiejs kwestii sie pojawilo to tylko po to, aby za chwile obrócić to przeciwko mnie i wywalic mi jaka ja jestem slaba i wszedzie mam problemy. To tak boli. Martwie sie ze to moje cierpienie odbije sie na dziecku. Czy w tak wczesnej ciazy moze tak byc? #4 Wiesz, że ktokolwiek Ci odpisze nie będzie czuł tego co Ty, ale każdy będzie próbował się w takiej sytuacji postawić. Tak jak opisujesz swojego męża to powinnaś już wcześniej zastanowić się nad odejściem i nie planować z nim dziecka, ale tak wiem łatwo mówić, ja też się męczyłam 10lat w związku z nadzieją. Wasza nadzieja jest czas i nabranie dystansu. Jeśli możesz zostań jakiś czas u rodziców i powiedz mu, że dajesz mu czas żeby to on się zastanowił czego naprawdę chcę bo jak chce mieć zdrowe dziecko i szczęśliwa rodzinę to musi o was zadbać, potrzebujesz wsparcia żeby ciąża była szczęściem, ale nie tylko Twoim, ale też jego. Być może będzie tak, że jak ochloniesz wszystko zobaczysz inaczej, ale daj sobie więcej czasu bo w domu będziesz się dusić póki to on też się nie zmieni. #5 Wydaje mi się, że powinnaś kontynuować współpracę z psychologiem - ciąża i hormony nie pomogą Ci w tym, co przeżywasz. Nie chcę usprawiedliwiać męża, bo nie powinien tak się zachowywać, ale... nie wiem, czy on wie, jak Ci pomóc. Teraz nie jest czas na decyzje. Wydaje mi się, że nie umiecie rozmawiać ze sobą. I zadaj sobie pytanie, czemu za niego wyszłaś i co się z tym stało przez te lata... Może uda się to odbudować, bo jakikolwiek źle to zabrzmi, odpowiedzialność jest po obu stronach. Nie załamuj się. Poszukaj miejsca, gdzie czujesz się bezpiecznie i tam odpocznij... Żadna z nas nie wie, jaką będzie mamą #6 Dziekuje za odpowiedzi, sa madre i pelne wsparcia. Dawno nie otrzymalam tyle zainteresowania moimi przezyciami. Bardzo Wam dziekuje. Do psychologów jakos nie mam przekonania. Chyba nigdy nie trafilam na takiego ktory by mi w czyms pomogl... #7 Witaj,bardzo Ci wspolczoje sytuacji w ktorej ze on zawsze cie tak traktowal to przed slubem tez?mimo to chcieliscie miec dziecko wiec jakies uczucie czy rozmowy na ten temat byly?On cie napewno dobrze zna i czeka az bys sie troche uspokoila i sie #8 Witaj,bardzo Ci wspolczoje sytuacji w ktorej ze on zawsze cie tak traktowal to przed slubem tez?mimo to chcieliscie miec dziecko wiec jakies uczucie czy rozmowy na ten temat byly?On cie napewno dobrze zna i czeka az bys sie troche uspokoila i sie Tak, zna mnie i wie ze po 3 dniach przylece, przeprosze i bede blagac o wybaczenie i przyznawac sie jaka jestem psychiczna. Tak zawsze robilam, bo boje sie byc sama.. Tak, przed slubem tez tak bylo. Ale byla nadzieja ze po slubie sie zmieni. Pozniej mialam nnadzieje ze jak bede w ciąży to chociaz wtedy bede dostawac ciut wiecej zainteresowania a tym bardziej ze marzylam o dziecku... On zawsze robil mi afery ze jestem psychiczna i musze sie leczyc a on chce miec dzieci, a ze mna miec nie bedzie bo jestem chora. Zawsze bylam i bede dla niego nikim. Pozniej twierdzil ze chce miec dziecko - bardzo sie ucieszylam i zaczęliśmy dzialac. Wtedy było jeszcze xalkiem dobrze miedzy nami - coraz lepiej. Ale jak sie sie dowiedzial ze sie udalo i jestem w ciazy, znowu zaczal mnie traktowac jak cos gorszego gatunkiem. Cos co po prostu jest. On oczywiscie twierdzi ze to sobie wmawiam bo jestem psychiczna... I w koncu juz sama ze soba sie tak czuje i zle mysli wracja .. #9 Tak, zna mnie i wie ze po 3 dniach przylece, przeprosze i bede blagac o wybaczenie i przyznawac sie jaka jestem psychiczna. Tak zawsze robilam, bo boje sie byc sama.. Tak, przed slubem tez tak bylo. Ale byla nadzieja ze po slubie sie zmieni. Pozniej mialam nnadzieje ze jak bede w ciąży to chociaz wtedy bede dostawac ciut wiecej zainteresowania a tym bardziej ze marzylam o dziecku... On zawsze robil mi afery ze jestem psychiczna i musze sie leczyc a on chce miec dzieci, a ze mna miec nie bedzie bo jestem chora. Zawsze bylam i bede dla niego nikim. Pozniej twierdzil ze chce miec dziecko - bardzo sie ucieszylam i zaczęliśmy dzialac. Wtedy było jeszcze xalkiem dobrze miedzy nami - coraz lepiej. Ale jak sie sie dowiedzial ze sie udalo i jestem w ciazy, znowu zaczal mnie traktowac jak cos gorszego gatunkiem. Cos co po prostu jest. On oczywiscie twierdzi ze to sobie wmawiam bo jestem psychiczna... I w koncu juz sama ze soba sie tak czuje i zle mysli wracja .. Chyba kochana potrzeba ci z kims porozmawiac,z jakas osoba na ze chcesz zeby maz bral udzial w ciazy ale to tez jest twoj czas i dziecka,nie zepsuj go bedzie tak ze sie pogodzicie na dniach i bedzie znow ok,a ty teraz jestes zalamana i widzisz wszystko na czarno,szkodzisz sobie i 34 lata i duzo klotni za soba i wylanych lez,a i tak poznien jest lepiej i wszystko jakos sie ze zawsze mozesz wychowywac sama,czemu mialabys nie dac rady?miliony kobiet daje rade. reklama #10 Jak czytam te opisy, to odzywają się wspomnienia - ex... Ale ja słyszałam, że jestem beznadziejna, pusta, głupia, że jestem egoistką itd. Teksty, zebsobiebl wynyslam - chodziłam z dykrsfonem i później odsłuchiwałam, żeby samą siebie przekonać, że nie zwariowałam... Odeszłam. Od prawie 17 lat jestem w szczęśliwym związku, wzięliśmy ślub, mamy dziecko. Nie powiem, że nie było problemów, że się nie kłócimy, itd, zwłaszcza, że mnie po przejściach jest trudniej - po przejściach też da się stworzyć szczęśliwą rodzinę ... Ale zgadzam się z dziewczynami - początek ciąży to nie czas na takie decyzje, hormony szaleją itd. Ale ważne też, żebyś czuła się bezpiecznie - jeśli możesz zostać u rodziców to tam zostań. I pamiętaj - zasługujesz na szczęście, należy Ci się szacunek itd.
Kobieta została zgwałcona przez księdza, a jej życie zmieniło się w koszmar. Później zaszła w ciążę z innym duchownym, który także ją wykorzystał… Historia Ewy ukazała się w książce Artura Nowaka pt. „Dzieci, które gorszą”. Poniżej możecie przeczytać fragment tej powieści. Chciał pomagać młodzieży Bohaterka tej historii pochodzi z małej podhalańskiej miejscowości, w której nic się nie działo, dopóki nie pojawił się w niej ksiądz, pragnący pomagać młodzieży. Pewnego dnia Ewa, która miała wówczas 21 lat, poszła do niego do spowiedzi i bardzo się przed nim otworzyła. Opowiedziała mu o swoim życiu i sytuacji rodzinnej. Wykorzystał to. Byłam nieśmiała, a bliscy nie dawali mi pewności siebie. On mnie dowartościował. Powiedział, że powinnam w siebie uwierzyć. Pochodzę z rodziny, w której rodzice nie poświęcali zbyt wiele uwagi dzieciom, podcinali nam skrzydła. Byłam wychowana w przekonaniu, że nie powinnam mieć zbyt wielkich oczekiwań, że pewne rzeczy są nie dla mnie. Poza tym miałam kompleksy związane ze swoim wyglądem, miałam nadwagę Uwierzył we mnie. Zebrał wokół siebie młodzież. Pokazał, że dużo możemy zrobić dla innych, a przy okazji dla siebie. Pomagaliśmy na przykład narkomanom, robiliśmy coś, co miało sens i było bardzo szlachetne. Miałam z tego dużo satysfakcji. To były spontaniczne akcje na rzecz innych Zgwałcił Ewę i wykorzystywał też inne dziewczyny Mogłoby się wydawać, że był to duchowny z powołania. Niestety, później zrobił coś, co wszystko zepsuło. Zgwałcił Ewę. Dla niewierzącej w siebie dziewczyny był to pierwszy raz. Jak się okazało później, nie tylko ją wykorzystał… Dowiedziałam się, że wykorzystywał też inne dziewczyny. Mówił mi, że jestem tą jedyną, że nie wie, jak to się stało, że „mi to zrobił”. Tamte dziewczyny podobnie jak ja trafiły do niego przez spowiedź. Wykorzystywał wiedzę, którą zdobywał w trakcie sakramentu. Wybierał osoby, które miały problemy, były nieśmiałe. Sam był bardzo otwarty i młodzi ludzie do niego lgnęli. Po spowiedzi brał nas do pokoju, w którym mieszkał, i robił to, co robił Ewa tłumaczy też, jak to było w jej przypadku: Wykorzystywał moje zagubienie. Byłam związana z Kościołem. Nie dopuszczałam myśli o pożyciu intymnym przed ślubem. On wykorzystywał moją nieśmiałość. Aranżował sytuacje, że zostawaliśmy sam na sam, i dobierał się do mnie. To mnie paraliżowało. Nie umiałam się oprzeć, uciec Nie powiedziała nikomu Młoda kobieta nie odważyła się na to, aby powiedzieć o swoim nieszczęściu rodzicom. Twierdziła, że i tak by jej nie uwierzyli. Wiem, że rodzice by mi nie uwierzyli, a nawet gdyby uwierzyli, nie pozwoliliby mi tego zgłosić. Mieszkałam w małej miejscowości. Proboszcz miał dzieci, inny też, i było o tym powszechnie wiadomo. Ludziom to jednak nie przeszkadzało. Nie miałam szans, wiem, że nikt by mi nie uwierzył W końcu zdecydowała się na ucieczkę, jednak czy naprawdę uciekła? Nie dawałam sobie rady. Chciałam uciec. Pojawił się inny ksiądz, jego znajomy, poznał mnie z nim. Zwierzyłam mu się. Chciał mi pomóc, widział, że coś jest ze mną nie tak, że cierpię. Załatwił mi zaproszenie do USA. Teraz domyślam się, że mogli być w zmowie. Może ten mój ksiądz chciał się mnie pozbyć, bał się, że coś sobie zrobię albo wyjdzie na jaw coś, co go skompromituje. Potem, jak była afera w kurii amerykańskiej, ten ksiądz, który mnie wykorzystywał w Polsce, napisał list, że go prowokowałam, że go chciałam zgorszyć. Wracając do mojego wyjazdu: byłam zdeterminowana, żeby uciec. Miałam pracę, ale często tego księdza widywałam. Teraz wiem, że to była trauma. Ten ksiądz, który mnie zaprosił do Stanów, odebrał mnie z lotniska. Nie znałam języka, nie umiałabym sobie poradzić w realiach obcego kraju. Jak przyjechaliśmy do mieszkania, rozebrał się do naga i tak chodził. Byłam tym zdziwiona, ale mówił, że tu się w mieszkaniu chodzi nago. Na plebanii (przebywałam) przez dwa dni, potem ksiądz załatwił mi pracę opiekunki u starszej pani. Mieszkałam u niej. Przedstawił mnie jako swoją kuzynkę. Pani ta od piątku do niedzieli przebywała u dzieci. Wtedy przychodził ksiądz Zaszła w ciążę z księdzem Ten duchowny także wykorzystywał Ewę. Po pewnym czasie młoda kobieta zaszła z nim w ciążę. Stało się to wówczas, gdy akurat kończyła się jej wiza. Nie wyjechała jednak i pozostała w USA nielegalnie. Jak zareagował ksiądz, gdy dowiedział się o jej ciąży? Proponował mi aborcję. Jasno mu odpowiedziałam, że to nie wchodzi w grę. Więc zaczął mnie namawiać, żeby oddać dziecko na wychowanie obcym ludziom. Mówił, że mam wytłumaczyć, że to dziecko nieznanego ojca, poznanego na jakiejś imprezie. Nawet pozałatwiał jakieś papiery, żeby to dziecko zostało w szpitalu (…) Ojciec dziecka zabrał mnie od tamtej kobiety, kiedy ciąża stała się widoczna, pod koniec pierwszego trymestru. Bał się zgorszenia. Załatwił jakiś pokój. Płacił mi czynsz pieniędzmi z tacy (400 dolarów dawał mi w pięciodolarówkach). Dawał mi też na życie. Niewiele. Korzystałam z opieki organizacji kościelnej, która pomaga samotnym matkom. On mnie tam skierował. Tam poznałam pewną Amerykankę, która pomogła mi załatwić ubezpieczenie. Tu jest takie prawo, że jak kobieta jest w ciąży, to ma ubezpieczenie za darmo, nie płaci za szpital. Ludzie z organizacji mi pomogli. On im sugerował, że najlepiej będzie, jak znajdą rodziców dla dziecka. Mówił, że sporo rodziców nie ma dzieci, bo nie może, i będzie dobrze, jak dziecko oddam Na czas porodu wyjechał Duchowy na czas porodu wyjechał z USA, aby jak najdalej odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia. Gdy wrócił, był przekonany, że Ewa faktycznie oddała dziecko. Mylił się. Przyjechał i był przekonany, że oddałam dziecko. Miał romans z kobietą, która była gosposią na plebanii, i to ona pilnowała mojej sprawy. Wiedział o porodzie od niej. Ona mnie szpiegowała. Była mężatką. Potem się dowiedziałam, że ksiądz rozwalił jej małżeństwo, jej mąż się dowiedział o romansie. Musiałam dziecko na jakiś czas zostawić w rodzinie tymczasowej. W Ameryce jest taki system, że jeśli matka się waha, to przez pewien czas mieszka w takiej rodzinie zastępczej. Nie miałam wyjścia. Ksiądz już nie chciał płacić za moje mieszkanie. Nie miałam się gdzie podziać. Jak wyszłam ze szpitala, nie miałam dokąd iść. Mieszkałam na plebanii w niewyremontowanym pokoju. Nie było warunków dla dziecka, nie było łazienki, nie było łóżka, tylko materac. On się bał do mnie przychodzić, nie chciał mieć ze mną kontaktu. Wszystkim wmawiał, że ojcem dziecka jest tamten ksiądz, z którym mnie poznał Odważyła się w końcu wyznać prawdę Ewa w końcu odważyła się wyznać prawdę w kurii. Nikt jej tam jednak nie uwierzył. Ostatecznie zlecono badania DNA i takim sposobem wszystko stało się jasne… (…) Nikt mi nie uwierzył. On się podpierał listem od tego księdza gwałciciela z Polski, który twierdził, że chciałam go zgorszyć. Wtedy zrozumiałam, że oni od samego początku współdziałali. Kuria zleciła badania DNA. Powiedziałam: proszę bardzo. Za jakiś czas wezwali mnie i prawda wyszła na jaw. W kurii bardzo mocno naciskali, żeby nie mówić o tym, że ojcem dziecka jest ksiądz. Radzili, żebym znalazła jakiegoś mężczyznę. Mówili, że on pewnie pokocha mnie i dziecko, i wszystko będzie dobrze, jakoś się ułoży Zaszła w ciążę z księdzem, ale nie otrzymała wsparcia psychologicznego Ewa otrzymała alimenty od kurii, ale na tym pomoc się skończyła. Nikt po tym, co przeszła nie zapewnił jej żadnego wsparcia psychologicznego. Płaci diecezja w jego imieniu przez bank. Wymóg jest taki, że sfinansują szkołę, jeśli córka będzie się uczyć w college’u katolickim albo na katolickiej uczelni Czy córka Ewy pyta o ojca? Jest już duża. Wie, ale nie pyta. Można to ustalić w internecie, bo sprawy sądowe w Stanach można wygooglować. Córka nie chce o tym mówić. Jak była mała, poznałam innego mężczyznę. Samotnie wychowywałam ją do trzeciego roku życia _____________________________________________________ * Przytoczone fragmenty pochodzą z książki Artura Nowaka pt. „Dzieci, które gorszą”, która ukazała się nakładem Krytyki Politycznej.
cMVr. 395 31 247 82 264 22 455 278 335